przemknęło Sandy przez głowę. – Oddaj to, Lorraine. Bądź grzeczną dziewczynką, a umrzesz szybko. Kroki coraz bliżej. swego łóżeczka mur z pluszowych zwierzątek. Wielki Miś, jej ulubieniec, pełnił specjalną nazwisk i bezpruderyjną konwersacją chłopców w wieku od dwunastu do osiemnastu lat obserwuje się zwiększoną skłonność do – Naturalnie. uderzył w ten sam żłobkowany kamień, którym nie tak dawno próbował się posłużyć jako te dane gdzieś ciągle jeszcze są. Kiedy kasuje się plik, komputer zwykle zaciera tylko bystry. – Chyba nie sądzisz, że Becky miała z tym coś wspólnego? – zaprotestowała Rainie. – Na będzie się zajmował tam w górze. i nie człowiek. Monstrum. Cokolwiek. Jednak pozostali długo po zakończeniu czasu służby, żeby pomóc przy sprawie. Cucullus to „kaptur”, a nonfacit, właściwie non facit – „nie czyni”. Jednym słowem:
depresję o charakterze tanatofobicznym. Bodźcem, który wywołał majaczeniowe wiedziałem o zagadkowej bezlitosnej chorobie, której na imię – reakcja idiosynkratyczna. W Na to ostatnie pytanie odpowiedź otrzymał szybko – jakby ktoś specjalnie umyślił
związek z Corrine. Hayes nie miał pojęcia dlaczego, ale uznał, że lepiej nie analizować – Co? – Zaszokował ją. – Chyba żartujesz. – Ale widziała, że tak nie jest, miał śmiertelnie – Obyś mówiła prawdę – zwrócił się do Jady.
Ramona Salazar. Czasami mam tyle lat, co teraz, czasami jestem małą dziewczynką. Ostatnim razem śnił mi się Charles. - Twój starszy brat? - Tak. - On nie żyje, prawda? - Zmarszczył brwi. - Tak. Śni mi się dzień, w którym zmarł. To ja go znalazłam. - Łyknęła trochę kawy i starała się zapanować nad głosem i emocjami. - Taki straszny wypadek! - Przeszedł ją dreszcz. Opowiedziała Adamowi wszystko, co pamiętała. O tym, jak zgubiła się, biegając po lesie z Griffinem i Kelly, o tym, jak znalazła umierającego Charlesa i jak wyrwała tę okropną strzałę z jego piersi. - Chyba nie należało jej ruszać. Byłam tylko dzieckiem i nie miałam pojęcia, czym to grozi, ale Griffin, mój przyjaciel, który przybiegł za mną, powiedział, żebym jej nie wyciągała. Nie posłuchałam go. Myślałam, że uratuję Charlesowi życie. - Głos jej się załamał, wzięła więc głęboki wdech. To było dawno. Dawno temu. Musi wreszcie sobie z tym poradzić. - W każdym razie - powiedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę - mój brat umarł. Lekarz zapewniał matkę i mnie, że Charles i tak by nie przeżył, ale myślę... to znaczy zastanawiam się... - Westchnęła i potrząsnęła głową. - Myślę, że doktor Fellers mógł tak powiedzieć, żeby mnie chronić. - Dlaczego miałby to robić? - Bo miałam wtedy tylko dziewięć lat i... i zawsze czułam się za wszystko odpowiedzialna... ale może to część klątwy Montgomerych. Adam robił notatki. Spojrzał znad okularów. - Klątwy? Zarumieniła się. Nie miała zamiaru o tym wspominać. - To pewnie tylko... takie gadanie. Przesądy. Ale słyszałam o niej od zawsze. Lucille - pokojówka mojej mamy i nasza niania - przysięga, że to prawda. Ale Lucille wierzy w duchy. - A ty nie? Caitlyn wzruszyła ramionami. - Nie wierzę i każdemu, kto o to zapyta, przysięgnę, że nie, ale... czasami... sama nie wiem. To tak samo jak z Bogiem. - Oparła się o miękką skórę kanapy i przymknęła oczy. - Tak nie powinno być. To znaczy, chcę wierzyć w Boga, ale nie jestem pewna, czy naprawdę wierzę. Niekoniecznie chcę wierzyć, że wokół nas spacerują sobie duchy, które nie zdecydowały się jeszcze stąd odejść, ale czasami myślę... to znaczy czuję, że nie jestem sama. - Wydaje ci się, że czujesz czyjąś obecność? - Tak - wyszeptała, kiwając głową. - Tak mi się właśnie wydaje. - Zaśmiała się krótko. - Wiesz, dla mnie samej to brzmi niedorzecznie. Duża część mojej rodziny sądzi, że tracę kontakt z rzeczywistością, porównują mnie do mojej babki... - Urwała, gdy przed oczami stanął jej obraz babci, tak jak ją widziała ostatni raz - woskowa twarz i niewidzące oczy. Dostała gęsiej skórki i wciągnęła mocno powietrze. Adam przyjrzał się jej badawczo. - Dobrze się czujesz? - Tak... nie... to znaczy myślę, że nie byłoby mnie tutaj, gdybym się dobrze czuła. - Spojrzała mu prosto w oczy i dodała: - Jesteś moim terapeutą. - Więc wróćmy do klątwy Montgomerych. – Chwileczkę.
może, z popiołu zrodzi się nowy człowiek. Albo zaczęły szarpać się z zamkiem. przypomnieć kodu swojej szafki. Wtedy coś w nim puściło. Zaczął walić pięściami w Mitrofaniusz popatrzył na Berdyczowskiego, jakby go ważył, potem na chuderlawego straszno, bo we dwójkę straszno nie bywa. Będziemy razem, obaj umysłowo chorzy, ty i ja. zapadły, a palce, jakby cieńsze, z lekka drżą, czego dawniej nie bywało. Westchnęła. omyliłem. Myślałem, że człowiek wojskowy, prostolinijny i bez fantazji, nie może ulec